Ilustracje autorstwa Dalibora Krcha są trudne do przeoczenia! Są oryginalne, zabawne, a do tego precyzyjnie wykonane. Po przeczytaniu tego artykułu prawdopodobnie zgodzicie się Państwo z nami, że Dalibor urodził się, by być artystą.
Porozmawiamy dzisiaj o jego początkach w sztuce, wypaleniu artystycznym, doświadczeniach podróżniczych, a także o kredkach z Koh-i-noor.
Witaj Daliborze! Jak przedstawiłbyś się czytelnikom, którzy jeszcze nie znają Ciebie i Twojej twórczości?
Może tak: „Cześć, jestem Dalibor, ale ludzie zwykle mówią do mnie „MAX”. Miło mi Was poznać." :)
Ciebie też miło poznać! Kiedy zainteresowałeś się ilustracją? Czy było coś wcześniej, czy zawsze było jasne, w którym kierunku pójdziesz?
O tym, w jakim kierunku pójdę, zdecydowałem już w szkole podstawowej, gdzie miałem trzech kolegów w klasie, którzy naprawdę dobrze rysowali i też mi się to podobało. Nie byłem zbyt oryginalny, zamiast tego naśladowałem to, co robili oni.
Wtedy, w latach dziewięćdziesiątych, był w telewizji serial o Supermanie z Deanem Cainem w roli głównej, który bardzo nam się podobał. Zahipnotyzowały nas też Żółwie Ninja, zaczęły także pojawiać się pierwsze zagraniczne komiksy. Byliśmy głównie pod wpływem Spider-Mana Stana Lee. W każdym razie ci przyjaciele wspierali mnie artystycznie i nadali mi pewien kierunek artystyczny.
Paradoksalnie teraz tylko ja z całej czwórki rysuję, mimo że obiektywnie byłem najgorszy. Czasami tak właśnie jest. Traktuję to również jako dowód na to, że czasem talent to nie wszystko. Praca nad sobą też się liczy!
Całkowicie się zgadzamy! Gdzie zdobyłeś doświadczenie artystyczne?
Po szkole podstawowej nie byłem pewny, czy nadaję się na studia artystyczne. Dlatego poszedłem do gimnazjum. Potem już wiedziałem na pewno, ale nie udało mi się dostać na studia. Kilkakrotnie próbowałem dostać się na FaVU w Brnie i na Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Masaryka. Jednak około 200 osób zawsze zapisywało się do FaVU, ale akceptowano tylko jednego lub dwóch kandydatów, więc było to prawie niemożliwe. Na Wydziale Pedagogicznym profesor, który prowadził kierunki, na które wtedy aplikowałem, po prostu mnie tam nie chciał.
Dziś z perspektywy czasu myślę, że to dlatego, że znałem go jako zwykłego nauczyciela z naszej szkoły podstawowej, gdzie mieliśmy go jako nauczyciela zajęć technicznych. Ale uzasadnił odmowę, mówiąc, że „jestem znakomitym artystą i on nie byłby w stanie ze mną pracować”, czego wtedy nie do końca rozumiałem. Uważam, że nauczyciel powinien wspierać uczniów i pomagać im w rozwijaniu ich indywidualności, a nie kształtować ich według własnych. Ale od innych osób, które uczęszczały do szkół artystycznych wiem, że to powszechna praktyka. Dlatego właściwie cieszę się dzisiaj, że wszystkiego, czego się do tej pory nauczyłem, nauczyłem się sam i wciąż się uczę. To się nigdy nie kończy.
Jeśli chodzi o rysowanie postaci, nauczyłem się rysować na ulicach miasta i muszę powiedzieć, że na początku nie byłem w tym dobry! Na Dworcu Centralnym rysowałem śpiących bezdomnych, bo się nie ruszali. To właśnie podkreślił Petr Jedlička, który prowadził rysunek w VOŠ UŘ, gdzie w końcu trafiłem na dział restauracji ceramiki. Nie miałem wtedy żadnego związku z tą dziedziną, chciałem tylko rysować, dlatego przerwałem naukę w połowie, a jednocześnie wyprowadziłem się z domu i odciąłem od rodziny.
Ciekawa historia. Jakie motywy lubisz najbardziej przedstawiać?
Najbardziej podoba mi się, gdy motywy wyłaniają się z nieco dadaistycznej metody - kartkę papieru, która krąży po stole, składa się na pół i każdy kolejno pisze na niej: „Co, kto, co robi, z czym, z kim i gdzie”. Pamiętam jeden temat, który pojawił się właśnie w ten sposób i brzmiał: „Słodki fryzjer rysuje gwiazdki z kreatywną pandą – policjantką w lesie” (śmiech). O te motywy mi chodzi. Motywy, które rozpalają Twoją wyobraźnię, a Ty je rysujesz nie będąc obciążonym żadnymi terminami i obowiązkami, jakie ciążą na składanych zamówieniach. W końcu okaże się, że te właśnie kreacje ludziom podobają się najbardziej. Tylko dlatego, że istnieje radość tworzenia, której często brakuje w zleceniach komercyjnych.
To jest piękne, zgadzamy się! Jaką technikę plastyczną wolisz teraz?
Na razie staram się opierać postępowi technologicznemu, choć mam świadomość, że to oszczędność czasu i pieniędzy. Ale osoba, która przyzwyczaiła się do tabletu graficznego, traci czucie w dłoni, jeśli chodzi o papier lub techniki klasyczne. Widzę to dość często wokół siebie. Dlatego kombinuję. Robię szkic i rysuję na zwykłym papierze, potem skanuję wszystko i uzupełniam kolory, tekstury itp. na komputerze.
Obecnie jednak lubię wracać do czystego „analogu”, przynajmniej w wolnej twórczości. Obecnie programy takie jak Midjourney mogą „narysować” w ułamku czasu coś czego człowiek uczy się latami. Ale myślę, że ręcznie robione dzieła sztuki nadal będą miały swoją cenę w sztuce, która z tego powodu wzrośnie. Zaczniemy doceniać doskonałość w niedoskonałości. W końcu spójrz na rysunki dzieci. Im więcej mogę zrobić, tym bardziej rozumiem, jak bardzo odbiegłem od tej doskonałości w niedoskonałości. :) Wrócę do tego z czasem.
Gdybyś miał polecić czytelnikom niektóre produkty Koh-i-noor, które by to były?
Na początku najbardziej podobał mi się ołówek automatyczny 2B Versatile. Wydawały mi się wystarczająco uniwersalne. Kiedy zacząłem wracać do „analogu”, lubię uzupełniać moje rysunki kredkami. Mimo, że tworzę linię czarnym brushpenem innej marki, mogę rysować na czerni kredkami Koh-i-Noor i w pełni wykorzystać możliwości mediów. Poza tym wygodne dla mnie jest to, że są dostępne na sztuki, w szerokiej gamie kolorystycznej, dzięki czemu mogę wybrać te, których potrzebuję.
Najczęściej używam bardzo jasnego błękitu, ponieważ kiedy coś nim szkicuję, rysuję kreskę długopisem, a potem skanuję. W post produkcji łatwo oddzielić niebieski od czarnego.
Kredki i ołówki mechaniczne Versatile są po prostu wieczne! Z pewnością brałeś udział w kilku ciekawych projektach w swojej karierze. Którą chciałbyś wyróżnić?
Kiedy o tym myślę, najbardziej ekscytującym przeżyciem było dla mnie być może to, że jako rysownik miałem okazję wyjechać na miesiąc do Ugandy z organizacją non-profit. Jeździliśmy i dokumentowaliśmy życie plantatorów, zbieraliśmy kontakty i łączyliśmy je z kontaktami w Europie i Czechach. Było dwóch przedstawicieli organizacji non-profit, dziennikarz, który pisał o tym artykuły na swoim blogu i ja, jako osoba rysująca. Z rysunków, które stworzyłem po drodze powstała komentowana wystawa edukacyjna, którą można było bezpłatnie wypożyczyć dla szkół podstawowych i gimnazjów.
Jestem również wdzięczny za szansę, która pojawiła się na mojej drodze, gdy moi przyjaciele założyli mały browar w Potštejn i zwrócili się do mnie z prośbą o stworzenie serii rysunków robotów na ich etykiety.
Etykiety wyglądają świetnie! Gdzie znajdujesz inspiracje do swojej pracy?
Kiedy tworzę dla siebie, czerpie z motywów popkultury, które lubię oraz z komiksowej estetyki, na której się wychowałem.
Mówiąc o inspiracji, czy masz jakieś artystyczne wzorce do naśladowania lub ulubionego artystę, którego twórczość miała na ciebie wpływ?
Pewnie! Swego czasu duży wpływ na mnie wywarły prace Mike'a Mignoli, twórcy Hellboya i jego wówczas absolutnie oryginalny rysunek, który wpłynął na wielu późniejszych twórców, w tym na mnie. Później jednak wpadła mi w ręce powieść graficzna „Blankets” Craiga Thompsona, który rysuje pędzlem i całkowicie przerzuciłem się z twardych ołówków na linię pędzla, w której całkowicie się zakochałem i obecnie nie rysuję w żadny inny sposób.
Gdzie moglibyśmy zobaczyć Twoje ilustracje, w tym pojemnik na e-śmieci, różne plakaty, czy filiżankę kawy?
Myślę, że tutaj, w Czechach, roboty mojego autorstwa są najbardziej widoczne na etykietach butelek browaru CLOCK. Ilustracje, które stworzyłem do planszowej gry karcianej „Space Race the card game” studia gier Boardcubator z Brna odniosły kiedyś sukces na świecie.
To niezwykle ciekawe projekty! Czy masz artystyczne marzenie, które chciałbyś spełnić?
Być może moim największym marzeniem jest teraz odejście od tworzenia na zamówienie i próba zarabiania na życie z tworzenia darmowego, ponieważ na przestrzeni lat przeżyłem kilka wypaleń, obecnie doświadczam kolejnego, jak dotąd najgorszego z nich. Czas więc zwolnić, przewartościować priorytety i spróbować odnaleźć utraconą radość tworzenia.
W takim razie będziemy trzymać kciuki. Jakie masz plany artystyczne na resztę roku? A może już planujecie coś na przyszły?
Na razie chcę dokończyć kilka zleceń, a potem zrobić sobie dłuższą przerwę, zniknąć gdzieś w lesie, najpierw trochę zwolnić, a potem pomyśleć, jak i co dalej. Moja wystawa w Brnie jest planowana na luty, więc prace nad nią chcę rozpocząć w nowym roku. Pomysły na rysunki chodziły mi po głowie już od jakiegoś czasu, więc właściwie nie mogę się doczekać, ale najpierw potrzebuję tej przerwy.
Dalibor, bardzo dziękujemy za szczery wywiad i życzymy, aby przerwa artystyczna była jak najbardziej spokojna. Już nie możemy się doczekać nowych ilustracji!